Forum Tokio Hotel Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Ostatni rajd

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania jednoczęściowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Xantera
Nowa na forum
Nowa na forum



Dołączył: 03 Sie 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:37, 03 Sie 2007 Temat postu: Ostatni rajd

Ostatni rajd (Napisane w marcu 2007roku. Dziś Bill mnie nie kręci, liczy się tylko Geo;P)

Martyna Kaulitz, zwyciężczyni międzynarodowych wyścigów w Anglii wyszła z budynku. Rozejrzała się, chcąc cichcem przemyknąć do samochodu i jechać do domu. Dziennikarze z reguły jej nie zaczepiali – zawsze odmawiała wywiadów, wolała jednak nie ryzykować.. Wiedziała, że w każdym z wywiadów będzie musiała opowiadać o mężu... Choć od śmierci Billa minęły już cztery lata, nadal nie czuła się na to gotowa...
Zauważyła młodą dziennikarkę. Ich spojrzenia się spotkały. Martyna poczuła, że ta kobieta ma wiele problemów i to ona może jej pomóc. Zawsze wiedziała, kiedy może komuś pomóc.
Podeszła do dziewczyny:
- Cześć! – powiedziała po angielsku.
Dziewczyna oniemiała.
- Jestem Martyna, a Ty?
- Natasha. – szepnęła dziennikarka.
- Jesteś uboga, prawda? – spytała cicho Martyna. – Nie musisz odpowiadać, wiem to. Mogę Ci pomóc. Prowadzisz, zdaje się, „Carnews”? – spytała patrząc na naszywkę na bluzce dziewczyny. - Ta gazeta źle się sprzedaje. Zmieńmy to! – zawołała raźno.
- Ale jak? – spytała zaskoczona dziewczyna.
- Nie udzielam nigdy wywiadów. Ale dobrze. Zrobię dla Ciebie wyjątek! Ale nie tu i nie teraz. Wpadnij do mnie wieczorem. – podała Natashy wizytówkę.
Wskoczyła za kierownicę swojego Mitsubishi Eclipse i odjechała z piskiem opon.
*
- Cześć. Wejdź!
- Dlaczego to robisz?
- To znaczy?
- Dlaczego mi pomagasz?
- Hej, czy Ty myślisz, że jak ktoś włóczy się po ulicach czarnym Mitsubishi w czarnej skórzanej kurtce, to musi być zły?
- Nie... To znaczy, chyba nie... Nie wiem.
Martyna się roześmiała. Po raz pierwszy od czterech lat.
- Mam dwójkę dzieci, samotnie prowadzę dom. Wyścigi to mój sposób na życie. ZARABIAM tak! Od kiedy Bill... – przerwała na sekundę. – Kiedy Bill zginął, bałam się, co z nami będzie. Przejęłam jego samochód, zaczęłam startować w wyścigach... Przedtem to on nas utrzymywał... – zacisnęła usta, żeby się nie rozpłakać. – Dobrze, chodź na kanapę. Tam pogadamy.
Poszły do salonu.
- Więc dobrze. – powiedziała Natasha. – Od kiedy zajmujesz się wyścigami?
- Jeżdżę od czterech lat, to znaczy od śmierci męża.
- Nie boisz się?
Martyna się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że się boję. Mam dwie córki na utrzymaniu! Może gdyby nie śmierć Billa, to tak bym się nie bała...
- Opowiedz mi o nim.
- Jesteś mało dyskretna! – powiedziała Martyna lodowatym głosem. - Ale dobrze. Powiem. Niech świat wreszcie wie. Bill był już w młodości gwiazdą. Był liderem Tokio Hotel – chyba nie ma człowieka, który nie znałby nazwiska „Bill Kaulitz”. Kiedy Billy przeszedł zapalenie płuc i nie mógł już śpiewać, bardzo cierpiał... Jeździć zaczął przez przypadek – zastanawiając się, co ze sobą zrobić, przeglądał stare foty. Jego wzrok przykuła fotografia z rajdów, na których byli razem z Tokio Hotel w 2006 roku. Wtedy Bill był jeszcze za młody, ale teraz? Kiedy po raz pierwszy usiadł za kierownicę Mazdy Miaty, poczuł, że to jego żywioł. Że spełni się – jak w muzyce. Wtedy go poznałam. Uczyła go jazdy taka Samantha. Wiele razy byłam o nią zazdrosna. A on śmiał się tylko i mówił czule : „ Moja ty głupiutka”. – oczy kobiety zaszły łzami.
– Mimo wszystko jednak odetchnęłam z ulgą, kiedy się pokłócili. Poszło o to, kto jest lepszy... Wyśmiewałam Willy’ego...
- Kogo?
- Billa. Często go tak nazywałam. Więc wyśmiewałam go, że ma takie problemy. On powiedział: „To nie tak. Samantha chyba myślała, że ja... że ja się w niej bujam!” . A ja na to z tryumfem: „ Mówiłam ci!”. Teraz pewnie się zastanawiasz, po co ci to mówię, Natasho? Zaraz zobaczysz. Otóż w rok po tym konflikcie, Bill został mistrzem świata! Samantha nadal miała do niego żal... Pewnego dnia stanęła w progu tego domu i powiedziała ze złością: „Taki dobry jesteś, Kaulitz?! Zobaczymy! Wyzywam cię , w takim razie, na pojedynek.”. Mówiłam mu, żeby dał sobie z tym spokój, ale honor był dla niego wszystkim.
„Jeśli zrezygnuję, ona uzna, że się jej boję. Spoko, wrócę za jakąś godzinę” – szepnął. Chwycił kurtkę i wymknął się na dwór. „Jedź z Bogiem, Bill.” – szepnęłam wtedy cicho. – z oczu mistrzyni popłynęły łzy. – Wtedy widziałam go po raz ostatni... Wygrał ten pojedynek... Rozbił się zaraz za metą... Był zbyt rozpędzony i uderzył w białą furgonetkę... Zginął na miejscu...– zaczęła szlochać. - Jechał wtedy tym Eclipsem... Przez rok nie mogłam na ten samochód patrzeć... Byłam w takim dole psychicznym, że nawet miałam do samochodu pretensje: dlaczego Mitsubishi ocalało a Bill nie? Po roku zrozumiałam, że, tak naprawdę, to tylko samochód mi po nim został... On był z nim, kiedy... – rozszlochała się na dobre.
Natasha pogłaskała ją po ramieniu.
- Już dobrze. – szepnęła. – Nie będę Cię już o nic pytać.
Nagle Martyna podniosła głowę.
- Wiesz, nieraz mam wrażenie, że on na mnie cały czas patrzy. Może to przez to zdjęcie?
Wzrok obu kobiet skierował się na duże zdjęcie młodego Kaulitza, wiszące na ścianie:
- Wtedy jeszcze śpiewał z TH. To collage z plakatu. – wyjaśniła Martyna zachrypniętym głosem.
- Powiedz mi... Mówiłaś, że masz dwie córki?
- Tak. Jedna ma sześć lat. Druga pięć . Starsza ma na imię Dagmara – na cześć mojej najlepszej przyjaciółki. Drugiej imię nadał Bill – Tamara. Obie były oczkami w głowie Billa. W mojej też są!!!
*
Zegar na ścianie wybił północ, kiedy Martyna szła do sypialni. Sprawdziła już, czy córki śpią, więc mogła swobodnie oddać się marzeniom sennym.
Gdy weszła do pokoju, wrzasnęła przerażona.
- Nie bój się! – szepnął Bill.
- Ty nie żyjesz!
- Tak! I tylko dlatego mogę ci pomóc. Proszę, skończ z rajdami.
- Ale kochanie, jak... Dlaczego...
- O nic nie pytaj, nie mogę ci powiedzieć. Mój czas na Ziemi już mija. Dagmara i Tamara... Proszę, nie rób im tego co ja!
- Ale, Willy, o co ci...
- Nie ścigaj się już. Pa. – szepnął.
Uśmiechnął się do niej słodko i pocałował ją. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, zniknął.
Położyła się do łóżka, jednak długo nie mogła zasnąć.
*
- Czy ty jesteś szalona?! – wrzeszczał na Martynę kumpel po fachu, Jose.
– Teraz, kiedy zaczęła się Twoja passa, chcesz odchodzić?!
- Bill mi kazał.
- Bill nie żyje od czterech lat! Tinek...
- Co z tego. Kazał mi i już. A ty chyba przetrawisz to, że stracisz największego rywala, co?
- Dobrze Ci radzę, Tinek – nie słuchaj jakichś śmiesznych rad ducha, który ci się PRZYŚNIŁ!
- Ja go widziałam, Jose. – szepnęła kobieta. – Prosił, bym nie robiła córkom tego co on... Dał mi jasno do zrozumienia, że zginę!
- Dobrze. Ale nie odchodź po cichu! Zorganizuj jakiś „ostatni rajd”, czy coś.
- No okay. Może masz i rację. W końcu mistrzyni nie może tak nagle się wycofać. Ale... Jose, boję się!
- Spoko. Jesteś dobra i potrafisz panować nad autem.
- Jose... Bill też potrafił!
- Fakt. Ale...
- Dobra. Przejadę się ten ostatni raz. – przerwała mu Martyna. – Narx.
- No to narcia.
*
Trzy, dwa, jeden, start!
Martyna nacisnęła pedał gazu.
- To twój ostatni rajd. – powiedziała do siebie. – Daj z siebie wszystko!
Wyprzedziła prowadzącego dotychczas Nissana. Jej Eclipse, stary, bo stary, nadal był świetnym autem. Szybki look w lusterko wsteczne – spoko, Nissan jest około sto metrów za nią.
Całkowicie spokojna, włączyła radio. Kurczę, przeżytki. No, ale Tatu jest spoko. Rozkręciła „All About Us” na cały regulator.
Płynnie weszła w zakręt. I znowu look w lusterko wsteczne. O, kurczę, Nissan rąbnął w osobówkę.
Wzięła nieużywaną krótkofalówkę.
- Hej, Scoot, okay? – spytała, nie przerywając jazdy.
Po chwili odpowiedział.
- Ta, spoko. Tylko Skyline nadaje się do kasacji. Ale ja cały.
- No to spox.
Uśmiechnęła się pod nosem i przydepnęła pedał gazu. Nagle poczuła ucisk w żołądku. Z głośników popłynęło „Rette Mich”. Głos męża wbijał jej się w mózg... „Chodź i mnie uratuj!” – śpiewał Billy. Wyłączyła natychmiast radio.
Wiedziała, że nie da rady pojechać dalej. Nacisnęła hamulec. Jednak zapomniała, że przy prędkości 250 km/ h nie można tak sobie wyhamować...
Samochód zatoczył koło, po czym z dużą siłą uderzył w przydrożne drzewo...

*
Martyna się rozejrzała. Wokół była tylko biel. I nic. Pustka.
- Nie posłuchałaś mnie. – usłyszała głos Billa. Stał obok. Kiedy się tam zjawił?
- Czy ja... Czy ja umarłam?
- Szczerze? Nie wiem. Zawisłaś między Niebem, a Ziemią.
- Powinnam już nie żyć. Więc...
- Wstawiłem się za Tobą. Jeszcze zanim wystartowałaś. Wiedziałem, że nie odejdziesz po cichu. To niezgodne z Twoją naturą.
- Po co więc ostrzegałeś? Skoro i tak mnie zabiłeś?
- Ja?!
- Tak. „Rette Mich”!!!
- Powinienem był to wcześniej przewidzieć – powiedział cicho raczej do siebie niż do niej.
- Bill, co ze mną teraz będzie?
- Nie wiem. Musimy zaczekać na decyzję Wszechmogącego. Ale na razie cieszmy się sobą.
- Może będziemy mieć na to całą wieczność?
Bill z uśmiechem pokręcił głową.
- On jest miłosierny. Nie odmówiłby mi. Nie tego. – podszedł bliżej niej i delikatnie ją pocałował.
- Bill? Czy ty wiesz, co dzieje się tam na Ziemi?
- Wiem. Spójrz. – nagle stanęli na asfalcie.
Martyna się rozejrzała. Z jej Eclipse’a prawie nic nie zostało. Ale nie to rzuciło jej się w oczy. Zauważyła głównie krew. Dużo krwi. Bardzo dużo krwi.
- Dużo krwi, co? – powiedział Bill z cieniem... satysfakcji(?!) w głosie. – Gdybyś mnie posłuchała, nie musielibyśmy znosić tej niepewności.
- Mówiłeś, że się nie martwisz?
- Eee, no wiesz...
- Dobra. Chodźmy stąd. Proszę!
Bill uśmiechnął się jadowicie.
- Kim Ty do cholery jesteś?! – spytała dziewczyna. – Nie jesteś Billem.
- Bill? Bill nie żyje. Ja jestem najwyżej jego duszą.
- On nie był taki.
Duch zarechotał. Znaleźli się znów w białej pustce.
- No pewnie, że nie. Kochanie, spoko. Nie jestem z piekła. Ale chciałem Cię przestraszyć.
- Nie ufam ci.
Bill przewrócił oczami.
- Wiesz, że zawsze byłem dowcipny!
- TY, czy Bill?
- Martynuś, wszystko mylisz. Ja to ja, znaczy Bill. Nie ma podziału na ciało i duszę, jaki sobie wyobrażamy na ziemi.
- Przed chwilą mówiłeś...
- A teraz mówię, że kłamałem. Okis?
- No dobra, Willy. Wygrałeś. – podeszła do niego i go gorąco pocałowała.
On nagle się cofnął i z boskim uśmiechem szepnął:
- Pa. Nie jeździj już. Zajmij się czym innym. Może... Muzyką? Napotkasz mnie w swoich snach. Aha, i nie radź się więcej Jose’ a. Zabij go w moim imieniu! Bye.
- O czym Ty do diabła...
Ale jego już nie było.


*
Martyna otworzyła oczy.
- Cześć, Tinek. – usłyszała szept Jose’ a.
- Jose, ja cię zabiję. W imieniu swoim i Billa. – powiedziała cicho.
- Billa? A zresztą nieważne. Pogadamy, jak poczujesz się lepiej.
- Ależ ja się czuję dobrze. Na tyle dobrze, żeby cię zabić!
- Hej, skąd ta szminka na Twoim policzku? Nikt Cię nie całował, a przed chwilą jej nie było...
„Kochany Bill!” – pomyślała Martyna i się uśmiechnęła.
Po chwili zasnęła.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Esiuulkaa_TH
Nowa na forum
Nowa na forum



Dołączył: 10 Paź 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:55, 10 Paź 2007 Temat postu:

Opowiadanie dość ciekawe Smile chodź wydaje mi się, że potrafisz lepiej Razz Napewno potrafisz Razz No ale nie będę krytykować bo sama nie potrafię napisać nic z sensem Rolling Eyes
Czekam na kolejne Very Happy Very Happy O wiele, wiele lepsze Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania jednoczęściowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin